piątek, 30 grudnia 2016

HEJ MAŁA, FAJNA Z CIEBIE LASKA - CZYLI KILKA SŁÓW O SAMOAKCEPTACJI

Mam świadomość, że w tym co teraz napiszę będzie trochę hipokryzji z mojej strony. Ale tylko troszkę, przysięgam! Już Wam wszystko wyjaśniam. 

Jak wspominałam w pierwszym poście, jestem osobą z dość niską samooceną, którą znajomi wypominają mi przynajmniej raz w miesiącu. Sama nie wiem skąd dokładnie się ona wzięła. Nie miałam w dzieciństwie jakichś traumatycznych przeżyć, nikt nie mówił mi, że jestem głupia, brzydka i w ogóle żebym spadała na drzewo, więc nie wiem co może być przyczyną tego, że za każdym razem gdy znajomi bądź też zupełnie obcy mi ludzie prawili mi komplementy ja zastanawiałam się, czy czasem sobie ze mnie nie żartują. 
Przechodziłam małe załamanie nerwowe widząc siebie w lustrze, bo nie wyglądam jak ta dziewczyna z okładki magazynu. Bo mam dość masywne uda i te boczki trochę wystają i pewnie wszyscy je widzą i się śmieją. Bo na nogach pojawił się cellulit.
Ale to nie dotyczyło tylko wyglądu. Byłam załamana również dlatego, że nie jestem wystarczająco przebojowa czy inteligentna. Bo dostałam kolejną jedynkę. I to z religii. Jak, do licha, można dostać jedynkę z religii?! 

A potem nastąpił przełom.

Nie wiem co miało wpływ na zmianę myślenia. Może to, że zaczęłam częściej ćwiczyć? Może to, że zaprzyjaźniłam się z pewną siebie dziewczyną i podłapałam to od niej? Może rozmowa z kolegą, który napisał mi tyle ciepłych słów, że w trakcie czytania miałam świeczki w oczach? 

Teraz staję przed lustrem i... nie, nie widzę nagle perfekcyjnej dziewczyny o wyglądzie modelki. Nie tak to działa. Nadal widzę tę figurę typu gruszki i to, że nie wyglądam jak dziewczyna na okładce. Ale już wiem, że to dlatego, że jestem człowiekiem i nawet dziewczyna z okładki w rzeczywistości nie wygląda jak dziewczyna z okładki. I hej, Anonimowa! Jeszcze będziesz dziękować za te biodra kiedy przyjdzie ci rodzić! 
Widzę też cellulit, który w kiepskim oświetleniu wygląda niczym kratery na księżycu (czy to znaczy, że jestem nieziemska???). Ale wiem, że przyczyniły się do tego zarówno hormony, jak i moja mizerna dieta. Widzę w tym swoją winę, ale nie zamierzam dłużej się za to obwiniać. Zbyt długo to trwało. Poza tym, halo, obwinianie się nic tu nie zdziała, za to ruch i zmiana nawyków żywieniowych - owszem. 

Nieważne jak bardzo bym chciała, przeszłości nie zmienię, ale przyszłość jest w moich rękach i jeśli jesteś w podobnej sytuacji - w Twoich rękach również. Możesz zacząć ćwiczyć, nie zamęczać się niewiadomojak ciężkimi treningami, ale po prostu zacząć jakkolwiek się ruszać. Robić to, co sprawia Ci największą przyjemność. Nic na siłę. Możesz zainwestować w samorozwój. Jeśli masz jakąś pasję - rozwijaj ją i stawaj się coraz lepszy!

I przede wszystkim, to czego (dzięki Ci, Boże!) sama się nauczyłam - pokochaj siebie. Albo przynajmniej polub, zaakceptuj. Nie traktuj siebie jak najgorszego wroga, ale jak dobrego kumpla, o którego chcesz się troszczyć. 
Jeśli ja (niegdyś osoba z samooceną poniżej poziomu morza) potrafię stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: "Hej, fajna z ciebie dziewczyna!" to Ty tym bardziej możesz. I gwarantuję Ci, że o wiele łatwiej będzie Ci się żyło kiedy przestaniesz myśleć o sobie jak o najgorszej osobie na świecie. Zaakceptuj swoje wady i słabości i zdaj sobie sprawę, że każdy z nas je ma. Zacznij zauważać zalety, je również każdy z nas posiada.
Kiedy zdarzy się, że coś spieprzysz powiedz sobie: "No spieprzyłam, przyznaję" i zamiast bezsensownie się zadręczać, zacznij jakoś to naprawiać. Sama dopiero niedawno zaczęłam to praktykować, ale już zaczynam zauważać, że właśnie dzięki temu wiele rzeczy staje się prostsze.

Ty też się przekonaj!

środa, 28 grudnia 2016

JAK ZMIENIĆ SWOJE ŻYCIE?

To pytanie, które niektórzy z Was z pewnością zadali sobie nie raz. I przyznaję, że w historii mojej przeglądarki również moglibyście znaleźć takie hasło. 

Podczas pisania tej notki mam na sobie mój ukochany ciepły szlafrok, z którym rozstania bolą najbardziej, przed sobą kubek mocnej kawy, a w tle włączona playlista "Soft Rock" na Spotify. Coś, co uwielbiam najbardziej. Święty spokój. Niezmiernie mnie cieszy, że moja familia zaczyna rozumieć to moje pragnienie posiedzenia sobie samej ze swoimi myślami i gdy widzą mnie siedzącą na łóżku z kubkiem kawy pytają: "Chwila dla siebie?", ja tylko przytakuję, a oni decydują się wpaść za jakiś czas. Za jakąś godzinę lub dwie. 

Z jednej strony ostatnimi czasy zaczęłam rozumieć to moje zachowanie i teraz wiem, że to jest coś dla mnie naturalnego. Taka jestem, co zrobić. I nawet zaczęłam to lubić. Ale z drugiej strony, gdy leżę tak w łóżku już trzeci dzień i jedyne miejsce, gdzie można mnie zobaczyć to kuchnia, w szczególności okolice lodówki to zaczynam się zastanawiać - czy tak ma wyglądać moje życie? A potem przeglądam posty znajomych, którzy w ostatni weekend byli gdzieś za miastem albo na wycieczce rowerowej z przyjaciółmi, albo w gronie najbliższych popijali sobie wino i jedli pizzę. A co ja robiłam przez ten weekend? Obejrzałam kilka odcinków serialu, poczytałam kilka blogów, sprawdziłam co dzieję się na mojej facebookowej tablicy i, cholera, czemu przeglądam profil ciotki znajomego mojej koleżanki?! 

W takich chwilach właśnie uświadamiam sobie, jak żałosne jest moje życie. Bo przecież każdego dnia mam 24 godziny, z którymi (poza tymi spędzonymi w szkole, oczywiście) mogę zrobić co tylko chcę. Wykorzystać je na samorozwój, pomoc innym, czy chociażby na wydurnianiu się i robieniu głupot, które teraz nie mają większego znaczenia, ale za to w przyszłości będę wspominać z wielkim uśmiechem na twarzy. I mimo tego, że doskonale wiem, że wypadałoby coś zmienić i chcę to zrobić, to po prostu nie mam pojęcia jak. 

Znajdź swoją pasję. 

To zdanie krąży mi w głowie non stop. Myślę, że pasja to jest coś, co nadaje życiu sens. To niesamowite uczucie mieć coś, dzięki czemu można oderwać się od codzienności. Coś, co maluje uśmiech na twarzy, a postępy napawają dumą. Wspaniale jest mieć coś takiego... swojego. 
Ale jak znaleźć hobby, kiedy zwlekasz ze spróbowaniem czegokolwiek, w obawie przed porażką, która zniechęca i zostawia cię przygnębionym bardziej, niż byłeś wcześniej? 

Miałam tak już dwa razy. Pierwszy raz był kilka lat temu, kiedy natchniona tekstami z podręcznika do polskiego postanowiłam napisać swoje opowiadanie. W głowie miałam już pomysł i czułam, że mam wenę, więc zabrałam się do pisania. Po jakimś czasie przeczytałam sobie to wszystko od początku i się załamałam. Co to w ogóle jest? Przecież to nie ma żadnego sensu. Nie nadaję się do tego. W sumie to nie nadaję się do niczego. I tak skończyły się moje chęci do pisania czegokolwiek. 
Drugą pasją było gotowanie. Przyznam, że niektóre potrawy wychodziły mi całkiem dobrze. Miałam nawet bloga, który był dość popularny wśród moich znajomych. Ale przecież na innych blogach jest lepiej, zdjęcia są ostrzejsze i wszystko wygląda ładniej. A mi dzisiaj wyszedł zakalec. I krem mi się zważył. Znowu. A 8-letnie dziecko w MasterChefie zrobiło przegrzebki w sosie szafranowym. 

Co to w ogóle są przegrzebki?!

I kolejna pasja zaczęła znikać w czeluściach mojej samokrytyki. Myślę, że idealnie pasuje tu cytat jednej z książek Stephena Kinga: 

"Jak to możliwe, że gdzieś w człowieku drzemie taki zimny, taki beznamiętny, jego własny wewnętrzny głos? Taki zdrajca, niewierzący w sprawę."

No więc co teraz? Jak podejmować kolejne próby bez tej myśli, że i tak się nie uda? Albo jak nie przejmować się ewentualną porażką? Jeśli wpadnę na jakiś pomysł to dam Wam znać i może uda mi się napisać jakąś motywującą (i Was, i mnie) notkę, która da chociaż małego kopniaczka do działania. 
A teraz uciekam trochę pobiegać. Dobrego wieczoru! 

DO STARTU! GOTOWI?

...no to start!

Na wstępie przyznam się Wam, że za nic nie umiem się przedstawiać. Już od czasów podstawówki sprawiało mi to trudności. Lekcje z panią psycholog, która usadzała nas w kółeczku i kazała powiedzieć parę słów o sobie to jeden z koszmarów mojego dzieciństwa. 
Ale chcąc, żebyście mniej więcej wiedzieli cóż to jest za blog i kto go prowadzi postaram się coś tu wyskrobać na mój temat. 

Tak jak mówi nazwa bloga - jestem introwertyczką. Typ osobowości 9w1 (tych, którzy nie wiedzą o co chodzi odsyłam do Enneagramu).

"Dziewiątka lubi pomagać innym, jest z natury dobra oraz wrażliwa. Poszukuje jedności z innymi ludźmi i ze światem wokół. (...)Zachowuje się jak grzeczne dziecko, znika w tłumie, odsuwa w cień gdy poczuje, że jej uczucia są przez kogoś rozpoznane i rozszyfrowane.";

"(...)chce się angażować, czynić jak najmniej przykrości."

No i proszę, macie już ogólny zarys mojej osoby. To, co mogę dodać to dość niska samoocena, odrobina nieśmiałości, zamiłowanie do kawy, kryminałów, świnek morskich i wieczornych spacerów.
Bloga założyłam, by dzielić się z kimś moimi przemyśleniami i poznawać opinie innych. Poza tym zawsze miałam pociąg do takich dzienników/pamiętników i od zawsze lubiłam pisać, czy to w pamiętniku właśnie, czy jakieś wierszyki i opowiadania (ciągle pamiętam historykę o ratujących świat syrenkach napisaną chyba w 2 klasie podstawówki, coś wspaniałego :D). Ale żebyście nie myśleli, że jestem typem takiej artystycznej duszy, czy też mam do tego jakikolwiek talent - nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie! Zazwyczaj jest tak, że czytając te moje wypociny uświadamiam sobie jak bardzo kiepskie to jest, wkurzam się i rzucam to w cholerę. A mimo tego to lubię.


No i to będzie na tyle jeśli chodzi o wstęp. Myślę, że będziecie poznawać mnie lepiej z każdym kolejnym postem. 
Więc teraz już oficjalnie witam Was wszystkich na moim blogu, czujcie się jak w domu!